Jestem Pisarką.
Nie przechodzi mi to jeszcze tak łatwo przez palce i klawiaturę, ale czas najwyższy spojrzeć prawdzie w oczy. Skończyć dyskusję samej ze sobą. Nie negocjować. Pozwolić sobie na luksus przyznania sobie zawodu. I na eksplozję tych wszystkich uczuć, które nareszcie mogą wynurzyć się z cienia wykonywanej na co dzień pracy. Szło mi nieźle, ale czas najwyższy przerwać te wygłupy pogoni za sukcesem i karierą za wszelką cenę. Czas zawiązać tobołek i rozpocząć swój artystyczny żywot, na dobre i na złe.
Pisałam od zawsze, na co mam całe rzesze prywatnych i stronniczych świadków. Wiersze, pamiętniki, dzienniki, historyjki, gawędy, bajki, scenariusze sesji RPG, artykuły i rozprawy naukowe, teksty branżowe, okropnie poplątane pierwsze rozdziały koślawych powieści.
Musiał się stać rok 2020 ze wszystkimi jego konsekwencjami. Udział w kursie literackim u Roberta Małeckiego w Maszynie do Pisania nastąpił jak wiosna po zimie. „Za Lasami” się ze mnie wysypało. Dosłownie. Zdanie za zdaniem, strona po stronie, rozdział po rozdziale. Luksus przymusowego bezrobocia otworzył wzbierającą od dawna tamę. Żałowałam tych nielicznych dni, w które nie miałam choćby kilku godzin, by móc siadać na moim krześle teleportującym. W czasie, kiedy wszyscy przyzwyczajali się do rzeczywistości wypełnionej obawami przed nowym wirusem, ja pielęgnowałam w sobie radość pisania. Byłam skrycie szczęśliwa.
Choć wtedy tego jeszcze nie wiedziałam, napisanie powieści było zaledwie ziarenkiem, które potrzebowało odpowiednio dużo czasu na wzrost. Nadal się urzeczywistnia, rozwija, nabiera kształtów i pięknieje w takim tempie, że pewnie już tego lata będzie mogło trafić do Twoich rąk, Drogi Czytelniku.
Autor bardzo dobrze ocenianego „Paradoksu Kłamcy”, Michał Kuzborski wyznał mi nie tak dawno temu, że nie ma nic lepszego od wolności artystycznej, jaką daje Ci samodzielne wydawnictwo. W tamtej chwili nie do końca go rozumiałam. Dzisiaj jestem mu ogromnie wdzięczna za te słowa, co przypomina mi o wysłaniu Panu Kuzborskiemu adekwatnej laurki.
Przeczytasz tutaj o dziwnym doświadczeniu przepoczwarzania się w pisarza. O tym, na czym polega self-publishing i dlaczego warto zrobić choćby najprostsze przymiarki do kosztorysu po napisaniu swojej powieści. Nie zabraknie odrobiny prywaty, spamujących fotek moich psów, recenzji czytanych książek, zdjęć miejsc z historii „Za lasami”, cytatów, rekomendacji literackich, modcastowych czy nawet serialowych. Jesteś teraz gościem w moim wyselekcjonowanym pamiętniku. Czuj się jak u siebie.
Co mi przygrywało, czyli akompaniament: Michael Kiwanuka „You ain’t the problem”