W tej prawdziwej i strasznej historii las pojawia się dopiero w przedostatnim rozdziale i jak to często bywa, odgrywa niezasłużoną rolę kryjówki dla działalności przestępczej. Mowa tutaj o potwornej i nieludzkiej zbrodni, o której z trudem czytałam, słuchałam, a później pisałam.
12 lutego 2004 roku Paweł Siudziński pojechał na mecz piłki nożnej. Nie wiedział, że od kilku dni dom jego i jego żony Gosi był obserwowany przez dwóch przestępców: złodziei, awanturników i morderców. Tobiasz (Gruby, 19 lat) i Roman (Bleki, 25 lat) chcieli go obrabować. Wytypowali nieruchomość młodego małżeństwa Siudzińskich na podstawie dwóch samochodów zaparkowanych na podjeździe i… plastikowych okien. Dzwonili do nich, śledzili obyczaje, nawet pukali do drzwi pytając o złom, którym mogliby się zająć. Wszystko w celu dokładnego rekonesansu i przygotowania do włamania.
Kiedy Paweł Siudziński spieszył się na mecz zapomniał zabrać telefonu z domu. Zdenerwowany zawrócił, bo przecież nie chce się spóźnić. Po przekroczeniu progu trzej mężczyźni w kominiarkach zaatakowali go gazem pieprzowym. Związali jego ręce, nogi i oczy, po czym zawlekli do sypialni, gdzie leżała już jego żona Małgorzata, pobita i skrępowana w taki sam sposób. Tobiasz zabrał do pomocy swojego nieletniego brata Sergiusza. Z domu wynieśli 700zł, butelkę whisky i sprzęty elektroniczne, które zapakowali do jednego z samochodów państwa Siudzińskich. Z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu zabrali Pawła i Małgorzatę ze sobą.
Jeździli, według ich zeznań zupełnie bez celu. Tak, jakby sami do końca nie wiedzieli co robić. Albo wiedzieli, ale byli podekscytowani, nakręceni, najpewniej pod wpływem narkotyków oderwani od rzeczywistości. Świadczyć o tym może spożyty w międzyczasie posiłek w McDonaldzie na DriveThru ze skrępowanymi Siudzińskimi na tylnym siedzeniu, jak również wypadek w Zbeltowicach na pograniczu województwa Świętokrzyskiego i Małopolskiego. Auto rzekomo dachowało, a żeby się wykaraskać z tej sytuacji pomocy udzielili im okoliczni mieszkańcy.
Ten fragment historii wzbudza wiele wątpliwości. Według późniejszych zeznań Małgorzata i Paweł mieli zawiązane oczy i ręce. Przestępcy dachowali, a przypadkowi świadkowie, którzy im pomagają nie reagują w żaden sposób na przedziwną sytuację. W jakiś sposób postawili auto na koła, osoby postronne się rozeszły, a Małgorzacie nieszczęśliwie zsunęła się opaska z oczu. Nie mogła wówczas wiedzieć, że była to chwila, w której oprawcy zdecydowali o jej śmierci. Widziała ich twarze, dlatego Roman zaciągnął ją w zbeltowicki las i tam usiłował ją udusić. Kobieta walczyła, ale odebranie komuś życia przez zadzierzgnięcie nie jest takie proste. Zdecydowali się przebić jej szyję nożem. Umiera w kilka chwil. Pawła przywiązali do drzewa i również próbowali udusić, z równie marnym skutkiem. Tobiasz uderzył mężczyznę kilkakrotnie w głowę kluczem francuskim. Trzymał się jednak mocno życia i nieświadomy śmierci Małgorzaty błagał o litość dla żony.
Przestępcy zabrali zwłoki kobiety i jej wciąż żyjącego męża z powrotem do auta i ponownie jeździli bez celu po okolicy przez następne dwie godziny. Zatrzymali się w kolejnym lesie. Ciało Małgosi położyli pod drzewem, do którego przywiązali mocno ranionego Pawła, po czym odjechali. Dwa dni później policja znalazła ciało Siudzińskiego na ziemi. Najwyraźniej zdołał się jeszcze wyswobodzić z więzów i przeczołgać jak najbliżej swojej nieżyjącej żony.
14 lutego 2004 roku Gruby i Bleki znów mieli wypadek samochodowy. Poruszali się skradzionym dwa dni wcześniej autem i nie potrafili wyłgać się od zbroczonego krwią wnętrza pojazdu. Przyznają się niemal od razu i wskazują miejsce porzucenia małżeństwa z Gliwic.
Ta historia niestety nie kończy się w chwili, w której Tobiasz i Roman zostali skazani na dożywocie za zabójstwo państwa Siudzińskich. W 2008 roku Gruby podczas odsiadki korzystał z takich przyjemności, jak oglądanie telewizji. Śledził program „997 – Fajbusiewicz na tropie”, w którym policjant opowiadał o zaginięciu innego małżeństwa z Gliwic, państwa Sobańskich w 2001 roku. Datę tego wydarzenia (13.09.2001) Tobiasz wytatuował na lewym przedramieniu i przypomniał sobie o swoim w tym udziale na widok charakterystycznej stacji benzynowej. Razem z Romanem, niejakim Piotrem i Bogdanem zatrzymywali się na niej w między czasie porwania Doroty i Zbigniewa Sobańskich z ich domu.
W tamtym czasie Roman miał 22 lata, a Tobiasz 16. Dostali zlecenie od „Ruska” (Vladimir, obywatel Łotwy) na odzyskanie zaciągniętego przez parę długu na utrzymanie biznesu – stadionowego baru z piwem. Zaatakowali ich w domu we czworo z kominiarkami na głowach i nogami od taboretu w rękach. To wtedy nauczyli się, w jaki sposób obserwować dom ofiar. Pomyśleli o tym, aby odciąć kable telefoniczne, wyjąć korki i przygotować kiełbasę z trucizną, którą podali psu. Dom opróżnili z wszelkich sprzętów elektronicznych i jeździli ze skrępowanym i zakneblowanym małżeństwem po Gliwicach. Zanim zakopali ich żywcem na polanie w dole, z którego wybierano piach przetrzymywali ich w studzience kanalizacyjnej przez dobę. Odkryte szczątki w 2014 roku wykazały, że kobieta była zakneblowana taśmami i rękawiczką włożoną do ust, a mężczyzna miał poważne obrażenia czaszki. Samochód Sobańskich porzucili razem z nogami od taboretu, rękawiczkami, taśmami i innymi przedmiotami świadczącymi o jakimś strasznym zajściu. Jednak policja, która po odnalezieniu auta z całą tą zawartością, zidentyfikowaniu właścicieli, wejściu do domu Sobańskich, znalezieniu martwego owczarka niemieckiego i wykryciu jawnych śladów rabunku nie zakwalifikowali sprawy jako prawdopodobne zabójstwo. Przyjęli zgłoszenie od członka rodziny o zaginięciu pary.
Tymczasem przez kolejne 3 lata Gruby i Bleki rozwijali swoją przestępczą działalność. Okradali Tesco z wartościowych towarów, dużo pili, ćpali i się awanturowali. Jeden z nich nawet zaatakował kolegę śrubokrętem w głowę na imprezie, bo ten nie oddał mu pożyczonych pieniędzy.
Spójrz teraz na drugą stronę tej historii. „Rusek”, który zlecił odzyskanie długu był imigrantem z Łotwy. Został w Polsce z miłości do kobiety, poślubił ją i studiował ekonomię na jednej ze śląskich uczelni. Roman pochodził z dobrej i wspierającej go rodziny. Miał wspaniały kontakt z kochającą babcią. Ojciec Tobiasza pracował za granicą i jego rodzinie niczego nie brakowało. Próbował swoich sił w legalnym zawodzie. Już jako szesnastolatek rozdawał ulotki, a później układał kostkę brukową. Obaj dobrze się uczyli.
Opowiedziałam Ci o sprawie, w której las posłużył jako miejsce tortur i śmierci dwojga zakochanych. Zginęli, bo ośmielili się mieszkać w domu z plastikowymi oknami. Stał się kryjówką, a później powiernikiem okropnej tajemnicy mężczyzn, którzy od dawna powinni być wykluczeni ze społeczeństwa.
Tak bardzo, jak odpręża podczas spacerów i wędrówek, tak nieustannie wzbudza niepokój. Od dawna nie chodzę samotnie po lesie, choć paradoksalnie odzyskuję w nim spokój i poczucie bezpieczeństwa. Czy ktoś jeszcze tak ma?
O poprzedniej, leśnej sprawie pisałam tutaj:
Podczas opracowywania historii Państwa Sobańskich i Siudzińskich korzystałam z poniższych źródeł:
https://www.nowiny.gliwice.pl/zrobil-dwie-glowy-historia-morderstwa-sobanskich
https://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/slask/maja-na-sumieniu-morderstwo-dwoch-malzenstw/cdjrdz9
https://gliwice.naszemiasto.pl/mordercy-malzenstwa-z-gliwic-skazani/ar/c1-6227055
Źródła zdjęć:
https://www.nowiny.gliwice.pl/zrobil-dwie-glowy-historia-morderstwa-sobanskich
zdjęcie tatuażu
Zdjęcie lasu
https://www.google.pl/amp/s/www.fakt.pl/wydarzenia/polska/mordercy-malzenstwa-z-gliwic/phv9k5p.amp
Zdjęcia Państwa Sobańskich i Siudzińskich
1 thought on “Leśny „Crime” (2) i morderstwo dwóch małżeństw z Gliwic”
Comments are closed.