Czas najwyższy przedstawić Ci moich ulubionych pomocników i towarzyszy w pisarskim warsztacie. Nie odstępują kanapy, na której czasem zasiadam z laptopem albo podłogi pod biurkiem. Kebiś jest małomówny (czarno-biały, 9 lat), preferuje komunikację zaczepno-wzrokową. Siada przy nodze, trąca łapką i wpatruje się intensywnie, aby przypomnieć o porze jedzenia, spacerze albo podstawowej potrzebie zainteresowania, uwagi i głaskania. Klusek natomiast (brązowy, pięciolatek) ma o wiele za dużo do powiedzenia, zwłaszcza kolegom w okolicy, kiedy nawinie się jakiś temat. Bywa mniej absorbujący i bardziej niezależny od starszego „brata”, ale ma równie wielką potrzebę bliskości i obecności z człowiekiem.
Gdyby nie one zapewne cały zeszłoroczny lock-down spędziłabym w domu przed monitorem, snując kolejne wątki „Za Lasami”. Na co dzień prowadzę kynoterapię (terapię z psami) dla dzieci w różnych placówkach, są więc przyzwyczajone do codziennej aktywności, dlatego krótkie wyjścia na dwór byłyby nie do przyjęcia. Wietrzyliśmy się nawzajem, nie do końca jeszcze rozumiejąc pandemię i wszystkie jej konsekwencje.
Brałam wczoraj udział w spotkaniu LIVE z Joanną Bator, przy okazji zbliżającej się premiery jej nowej książki „Gorzko, gorzko”. Słuchanie pisarki z krwi i kości było prawdziwą przyjemnością, a osobistym bonusem dla mnie było podejrzenie jej pracowni. Każdy pisarz ma swój kąt (lub kąty), miejsce pracy, biuro, warsztat – wszystkie określenia pasują. Pani Bator pisze przy wielkim stole z widokiem na swój ogród. Stephen King przyznaje się do niewielkiego biureczka w kącie poddasza, odseparowanego od niepotrzebnych bodźców. Towarzyszy mu za to często muzyka o ciężkich brzmieniach i hektolitry herbaty. Pani Bator nie słucha muzyki, ale ma przy sobie fantazyjny imbryczek z zieloną herbatą.
Moje miejsce się zmienia. Lwia część „Za Lasami” powstała przy biurku obok okna, z widokiem na niewielki, zabudowany między kamienicami ogródek. Często jednak wędrowałam z komputerem na kanapę, do innego pokoju, na fotel, chyba nawet raz zdarzyło mi się pracować w kuchni. W okresie, kiedy byłam najmocniej zżyta z postaciami i historią pisałam nawet u moich rodziców, w Koninie. Jedynymi stałymi elementami mojej pracy były moje psy. Gdziekolwiek nie zasiadam, one są tuż obok. Nie może ich więc zabraknąć na moim blogu. Są tak integralną częścią mojego procesu twórczego, że zastanawiam się, jaki kształt miałaby moja pierwsza powieść, gdyby postanowiły spędzać czas choćby w innym pomieszczeniu. Pomyślisz, że przecież leżący, śpiący obok pies nie wywiera żadnego wpływu na człowieka. Może, gdyby szczekał, przeszkadzał, niszczył coś z nudów zmieniałby nieświadomie nurt potoku moich myśli. Jednak jako (jakby nie było) specjalistka w swojej dziedzinie zapewniam Cię, że obecność psa oddziałuje na człowieka, na jego nastrój, ciśnienie, poziom stresu i wydzielanie innych hormonów. W „Za Lasami” nie spotkasz moich psów (choć pewien czteronożny jegomość odgrywa tam ważną, choć epizodyczną rólkę), ale myślę, że ich moc sprawcza odbija się na każdym zapisanym tam zdaniu. Może w kolejnej książce powinnam je uhonorować akapitem lub dwoma?