Maszyny drukarskie pracują na pełnych obrotach, a ich furkot to idealne podsumowanie i zwieńczenie pracy nad kryminałem fantasy napisanym w duecie z Mateuszem R.M. Rogalskim. Odkąd opowiadamy o tym projekcie, regularnie słyszymy pytanie „jak to jest, pisać książkę we dwoje?”. I bardzo lubię na nie odpowiadać.
Od początku. Dawno, dawno temu, w innym świecie, kiedy jeszcze zaczynaliśmy się przyjaźnić, napisaliśmy we dwoje artykuł o samowydawnictwie w Polsce dla jednego z czasopism literackich (jego treść możesz znaleźć dwa posty temu // regularności wrzucania tutaj treści zdecydowałam się nie komentować w duchu self-care i samoakceptacji, że czasami nie da się wszystkiego robić). Poszło nam szybko, sprawnie i z poczuciem, że zrobiliśmy to dobrze. W między czasie przyznałam się, że w trakcie studiów mierzyłam się z powieścią fantasy, ale po napisaniu dziewięćdziesięciu stron dosłownie straciłam wątek i poczucie sensu – piętnaście lat temu brakowało mi warsztatu i metody. Po wysłaniu wspólnego artykułu, w czerwcu 2022 roku, Mateusz zapytał, czy nie byłabym zainteresowana napisaniem książki fantasy kryminału we dwoje. Obserwowaliśmy w tym czasie, jak inni znajomi autorzy łączą siły w podobnych projektach, a że oboje lubimy wyzwania, weszliśmy w to po kokardy.
Przez kilka miesięcy projektowaliśmy bohaterów i ustalaliśmy zasady gry. Kolejne pół roku przyniosło pierwsze rozdziały, ale każde z nas było pochłonięte milionem swoich przedsięwzięć, zobowiązań zawodowych i prywatnych spraw. I tak, jak zbiegła się nasza wzajemna sympatia, tak zintensyfikowała się mobilizacja do ukończenia „Krwi Dahaku”. Wiedzieliśmy już, że pisanie rozdziałów naprzemiennie, prezentując losy swoich bohaterów splatając później ich ścieżki sprawiało nam najwięcej przyjemności i pozwalało na stworzenie uporządkowanego kalendarza. Nie mieliśmy ściśle uporządkowanego planu. Wystarczył zamysł, bohaterowie i pomysł na zakończenie. Dobrze się bawiliśmy odkrywając swoje pomysły zdanie po zdaniu.
Pamiętam, że ostatnie akapity pisałam w restauracji w Warszawie 7 kwietnia 2024 roku. Kolejny miesiąc poświęciliśmy na poprawki, przekazanie książki beta-czytelnikom, wyborem współpracowników, a lato upłynęło na żonglowaniu Dahakiem między redakcją, korektą, w końcu składem, grafiką, łamaniem, aby we wrześniu oddać go do druku i uruchomić przedsprzedaż. Teraz z niecierpliwością wypatrujemy gotowych książek.
Jakie są plusy? Nie dałabym sobie zabrać tego doświadczenia, odkrywania i obserwowania zaskakujących pomysłów współ-autora, wyczekiwania w napięciu, co nowego przyjdzie mu do głowy, jak to napisze, dlaczego tak napisze i co będę mogła z tym zrobić. Czytanie powstającego tydzień po tygodniu pliku z nowym rozdziałem było jak otwieranie listu od bohaterów z innego, pustynnego, zmyślonego świata. Wiele się nauczyłam i poznałam Mateusza z nowej, dość prywatnej jak na pisarza strony.
Minusy? Nie pokłóciliśmy się. Właściwie nie spieraliśmy się ze swoimi koncepcjami, ale przeprowadziliśmy z milion mocnych, twórczych dyskusji. Pozbawiliśmy siebie nawzajem absolutnej kontroli nad czasem i planem wydawniczym i bywało, że chciałoby się coś zrobić szybciej, ale po prostu to nie jest możliwe. Z drugiej strony odkryłam, że pozbawienie siebie poczucia sprawstwa we wszystkim, czym się zajmuję potrafi przynieść ukojenie.
Czy zasiądziemy do nowego wspólnego projektu? Zdecydowanie tak. Nie wiemy jeszcze, kiedy to nastąpi, gdyż każde z nas marzy o zrealizowaniu kilku projektów indywidualnych, ale z pewnością „Krew Dahaku” to dopiero początek.
Zapraszam Cię do zakładki „kup książkę” i „fantasy kryminał”. Znajdziesz tam swój egzemplarz naszego wspólnego cudu.