Potrzebowałam pełnych trzech tygodni od premiery, by nareszcie spojrzeć na to wydarzenie z dystansem, zarówno czasowym, jak i emocjonalnym. Wydawało mi się, że skoro 5 stycznia otworzymy szampana, 6 stycznia wysiądę z mojego metaforycznego statku po powrocie z wyprawy po nowe światy. Tak się jednak nie stało.
Organizacja premiery połączonej z pierwszym spotkaniem autorskim wypadła lepiej niż się spodziewałam. Miałam sporo zmartwień, kilka dni wcześniej rozpoczęła się przedsprzedaż, kursowałam między domem a pocztą, aby książki z dedykacją trafiły do każdego zainteresowanego jeszcze przed 5 stycznia. Mój upór w wyborze daty również oceniam pozytywnie. Idealnym terminem byłaby rocznica początku akcji w książce, czyli 7 stycznia, ale kosmiczne ustawienie weekendu z wolnym dniem w święto Trzech Króli mogłoby zdziesiątkować frekwencję.
I choć dla siebie jako organizatorki wydarzenia przyznaję sobie 3,5/5 gwiazdek, tak dla siebie jako pisarki i bohaterki, która mogła się cieszyć swoim świętem oceniam spotkanie na 6 w pięciostopniowej skali. Biblioteka uniwersytecka spisała się na medal. Zarówno ja, jak i Czytelnicy byliśmy ugoszczeni po mistrzowski, co zaowocuje pewną współpracą w przyszłości. Prowadząca spotkanie, studentka i miłośniczka kryminałów, Anastazja Szarszewska, choć w stresie, zadawała bardzo trafione i ciekawe pytania. O przyjemności spotkania w gronie najbliższych po wydarzeniu pozwolę sobie nie pisać nic oprócz tego, że zabawa była przednia.
Wyobrażałam sobie, że następnego dnia będę siedziała i odpoczywała, tymczasem pojawiły się pierwsze recenzje, moja największa zmora i obawa. Zacznę od tego, że były bardzo różne, zarówno pozytywne jak i negatywne. Pozytywne spływały wodospadem przez pierwsze dwa tygodnie i większość z nich kończyła się pytaniem „kiedy będzie kolejna część?”. Przestałam chodzić po ziemi. Latałam.
Na szczęście przyszły słowa krytyki. Bo za dużo słowa „żołądek”, bo kiepska intryga, bo źle się czytało, bo obraziłam osoby chore psychicznie, bo brakuje redakcji, bo mdłe i doczytywane na siłę, bo głupie błędy. Przyjęłam wszystko z pokorą i wdzięcznością, choć nie ukrywam, że zrozumiałam na własnej skórze, na czym polega no-namowy hejt, z którym nie sposób polemizować. I ok. Poszłam szukać wsparcia u Rowling, Cobena, Nesbo, Kinga, a nawet Tokarczuk i po przełknięciu ohydnej zupy z jadu, krytyki, a nawet personalnego obrażania uniosłam uszy do góry i poklepałam się po pleckach. Z tym większą przyjemnością wróciłam do wysokich ocen od Czytelniczek i Czytelników, którzy czytają i oceniają kryminały zawodowo.
W tym popremierowym miejscu odpowiem na najczęstsze pytanie: kiedy będzie druga część? Ona już jest. W połowie, może trochę wcześniej. Spędzam z Arturem Gawronem sporo wolnego czasu. Pisanie nie przestało mnie uszczęśliwiać. Wręcz odwrotnie!
Premiera miała być celem, spełnionym marzeniem, szczytem i swojego rodzaju końcem. Tymczasem okazała się początkiem. Pisanie powieści i ostatnie pół roku intensywnych prac nad finalizacją wydawnictwa były zaledwie chrztem bojowym. Poznałam doskonałych ludzi, z którymi mam nadzieję współpracować dalej. Czy coś bym zmieniła, gdybym cofnęła się w czasie do początku? Tylko jedno – o wiele szybciej podjęłabym decyzję o self-publishingu.
Zachęcam do lektury poprzednich postów o samowydawnictwie (linki poniżej),
a zainteresowanych kupnem książki z imienną dedykacją do odwiedzenia zakładki „kup książkę”.
SELF-PUBLISHING (rozdział X) i egzemplarz próbny
SELF-PUBLISHING (rozdział IX) i miesiąc do premiery
SELF-PUBLISHING (rozdz. VIII) i rok kalendarzowy
SELF-PUBLISHING – „czas siódmy”
SELF-PUBLISHING – tydzień szósty
SELF-PUBLISHING – tydzień piąty
SELF-PUBLISHING – tydzień czwarty
SELF-PUBLISHING – tydzień trzeci
SELF-PUBLISHING – tydzień drugi
SELF-PUBLISHING tydzień po tygodniu – cz. 1